Znany matematyk i publicysta Nassim Taleb inspiruje jednych i irytuje innych. Ja zapisuję się do drugiej grupy.
Książki Nassima Taleba sprzedają się w milionach egzemplarzy, nie minę się grubo z prawdą jeżeli stwierdzę, że weszły do kanonu współczesnej literatury popularno-naukowej. Na Amazonie mają znacznie więcej recenzji niż pozycje Paula Krugmana czy Josepha Stiglitza, ekonomicznych celebrytów.
Taleb czaruje swoją agresywną rewoltą przeciw współczesnym schematom myślenia o gospodarce. Odrzuca sens tworzenia teorii ekonomicznych, planów gospodarczych na poziomie rządów i firm, prognoz finansowych itd. Przekonuje, że świat jest z gruntu niezrozumiały i rządzony losowymi wydarzeniami, więc próby zarządzania nim są żałosną szarpaniną głupca. Wyśmiewa analityków, dziennikarzy i wszystkie gadające głowy udające, że są w stanie odkryć przed ludźmi jakieś głębsze prawdy. Co oferuje w zamian? Ideę, że zamiast zarządzać zjawiskami wokół nas, powinniśmy budować strategię reagowania na losowe wstrząsy. Jak? „Co do zasady, ograniczać trzeba wielkość, koncentrację i prędkość”. Czyli systemy – społeczne, polityczne, finansowe – powinny być prostsze, bardziej rozproszone, zdecentralizowane. Wtedy będą podlegały małym wstrząsom, a małe wstrząsy – w przeciwieństwie do dużych – prowadzą do wzmocnienia systemu a nie jego zniszczenia. Małe wstrząsy są dobre i trzeba się im poddawać, nie można ich tłumić. „Pozbawianie systemów politycznych, lub innych, zmienności szkodzi im, prowadząc w końcu do bardzo dużej zmienności”.
Ta rewolta ma w sobie wiele inspirujących wątków, serie ciosów zadawanych współczesnym ekspertom, ekonomistom i menadżerom, są często boleśnie trafne. Nie ukrywam, że momentami dałem się nieco uwieść urokowi Taleba. Ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że więcej jest w tym wszystkim hucpy, tanich trików, małych i większych pomyłek lub nawet kłamstw, niż solidnej intelektualnie armaty. Oto sześć moich zarzutów wobec autora takich bestsellerów jak „Fooled by Randomness”, „Black Swan” i „Antifragile” (ta ostatnia to najnowsze dzieło, gdzie autor najpełnie prezentuje swoją filozofię).
Po pierwsze, odrzuca mnie sposób pisania Taleba. Teksty są chaotyczne, bez zrozumiałych przejść między różnymi wątkami, jakby były pisane przez człowieka, który w dzień pracuje a w nocy pisze dla hobby, podpierając się materiałami, które akurat tego dnia zebrał w Internecie.
Po drugie, Taleb wobec wielu ludzi i środowisk jest nadmiernie agresywny, co wynika z bardzo płytkiego traktowania krytykowanej materii. Irytują go traderzy i ich ufność wobec analiz, ale zachwyca się Georgem Sorosem, jakby zapominając, że Soros wydawał gigantyczne pieniądze na analizy krajów/spółek, którymi „się zajmował”. Irytują go ekonomiści rzekomo w pełni ufni swoim modelom, jakby nie wiedząc, że ekonomia sama pełna jest sceptycyzmu wobec wyników swoich badań.
Po trzecie, gros tez Taleba to sztucznie napompowane banały, podawane w formie nowatorskich teorii. Przykład, jeden z tysiąca: cała koncepcja związana z wypukłością korzyści, czyli sytuacjami, w których losowe wydarzenia prowadzą do małych strat i dużych zysków. Taleb proponuje, by jak najczęściej próbować doprowadzić ryzyko do takiego kształtu. Hurra, bardzo nęcąca koncepcja, szczególnie dla kogoś, dla kogo słowo „wypukłe” brzmi ostatni krok do wtajemniczenia w matematykę. Tylko że nie ma w tym ani nic innowacyjnego, ani pomocnego. Każdy człowiek chciałby się znaleźć w sytuacji, kiedy korzyści są potencjalnie duże a straty potencjalnie małe – problem nie tkwi w zdefiniowaniu takiej strategii, ale w tym, jak odnaleźć takie sytuacje. Temu Taleb poświęca bardzo mało miejsca.
Po czwarte, pełno jest u Taleba gigantycznych niespójności myślenia, wręcz wyrw logicznych rozmiarów Kanionu Kolorado. Jeżeli ktoś pisze nocami, to nie może być inaczej. Właściwie największa niespójność tkwi u samej podstawy całej filozofii Taleba. Jeżeli ktoś stawia tezę, że nie warto podejmować prób przewidywania przyszłości na podstawie schematów, to nie powinien angażować się w budowanie wielkiej teorii sugerującej, że możemy uodpornić się na silne wstrząsy. Albo świat jest przewidywalny albo nie – jeżeli nie jest, to trzeba być wobec niego pokornym. Publicystyka Taleba jest wołaniem o pokorę i jednoczesnym aktem potwornego zadufania w sobie. Trudno o większą sprzeczność. Ale niespójności jest też wiele w kwestiach drobnych. Twierdzi na przykład Taleb, że mainstreamowa ekonomia nadaje się do kosza na śmieci, bo teorie nie są w stanie tłumaczyć zachowania człowieka. Ale zachwyca się jednocześnie autorami badającymi nieracjonalność decyzji ludzkich, m.in. pracami … noblisty Daniela Kahnemana. Noblista to jakby nie patrzeć ktoś z mainstreamu. I też ktoś, kto stworzył jakąś teorię, jakiś schemat dotyczący sposobów podejmowania decyzji przez człowieka (choć wyczytałem w Wikipedii że sam Kahneman Taleba ceni – ciekawe dlaczego?)
Po piąte, stawia często Taleb tezy kontrowersyjne, podpierając je analizą długości kilku linijek. Twierdzi, że to powstanie scentralizowanych państw narodowych tkwi u źródła okrucieństwa i niszczycielskiej skali dwóch wojen światowych. Wcześniej – jego zdaniem – konflikty nie były tak rozbuchane, ponieważ organizmy polityczne były mniejsze i bardziej elastyczne. „Zawsze były jakieś napięcia, ale bez większych konsekwencji”. Nie musi Taleb wiedzieć, że w „potopie szwedzkim” zginęło proporcjonalnie więcej Polaków niż w II Wojnie Światowej, ale powinien wiedzieć, że liczba, długość trwania i okrucieństwo (w stosunku do technologii) konfliktów w Europie były zawsze ogromne. Może Taleb to wie, ale po prostu nie zdążył rozpisać się szerzej o przyczynach dwóch wojen, bo poświęcił na ten fragment … dwie strony. Takie skakanie z tematu na temat i rzucanie kontrowersyjnymi tezami przypomina zachowanie dziecka, które podbiega do innych dzieci, bije je i ucieka.
Po szóste, i najważniejsze, Taleb najzwyczajniej w świecie fundamentalnie nie ma racji: tworzenie teorii i schematów to mechanizm wszczepiony w naturę człowieka, który robił to od zarania dziejów, by ułatwić sobie odnajdywanie się w skomplikowanej rzeczywistości. Schematy dostrzegamy w religii, moralności, życiu codziennym – nie tylko w nauce. Podejmowanie decyzji zawsze, w każdej dziedzinie, opiera się na jakiejś teorii. A co do stopnia skomplikowania systemów – choć współczesny świat jest skomplikowany w stopniu bardzo wysokim, to jednak jest to świat bezprecedensowo spokojny i oferujący bezprecedensowo wysoki standard życia.
Chaos, nieuzasadniona agresja, banały, niespójności, płycizny i fundamentalne pomyłki – to sześć grzechów głównych Taleba. Już po tym, jak napisałem tę recenzję, przeczytałem kilka innych, w różnych mediach. I widzę, że wpisuję się w szerszy nurt. Taleb jest powszechnie doceniany za inspiracje jakich dostarcza – rzuca często ciekawymi koncepcjami, w czambuł krytykuje mainstreamowe opinie. Ale Taleba nie da się czytać bez irytacji – inteligentny czytelnik na każdą porcję tekstu bodźcującego do myślenia, dostaje pięć porcji śmieci.
IM
Dodaj komentarz