… Robert Shiller twierdzi, że są drogie. Jeremie Siegel, że są tanie. Ale za tym sporem kryje się dużo ciekawsze pytanie, które można też przenieść na polski grunt.
John Authers to jeden z moich ulubionych publicystów, a ten jego artykuł to jeden z ciekawszych tekstów prasowych, jakie czytałem w ostatnim czasie. Tu jest link, a dla tych, których „Financial Times” nie raczy darmową lekturą (chyba można jeden txt w miesiącu),tu jest pdf a obok wykresy . Mam nadzieję, że nie naślą na mnie Scotland Yardu za to.
Authers zestawia opinie dwóch znanych ekonomistów i badaczy rynków finansowych na temat obecnej wyceny akcji w USA oraz generalnej strategii inwestowania w akcje. Z jednej strony stoi Robert Shiller z Uniwersytetu Yale, twórca m.in. popularnej wersji wskaźnika CAPE (cyclically adjusted price/ernings), służącego do oceny ceny akcji. Jego zdaniem ceny akcji w USA są obecnie już dość wysokie. A jego strategia inwestowania w akcje to wchodzenie na rynek w momencie, kiedy ceny są atrakcyjne. Z drugiej strony stoi Jeremie Siegel z Wharton School, popularny m.in. z tego, że w 2007 r. powiedział, iż ceny akcji mogłyby być o 25 proc. wyższe. Jego zdaniem ceny akcji w USA są obecnie dość niskie. A jego strategia inwestowania to … utrzymywanie dużego portfela akcji przez cały czas.
Tyle skrótu – artykuł jest krótki, więc zachęcam do przeczytania.
Chciałbym natomiast odnieść problem do sytuacji w Polsce. Wydaje się, że coraz więcej osób zastanawia się, jak odkładać pieniądze na emeryturę. Dzięki burzy wokół OFE ludzie dowiedzieli się bowiem, że będą mieli niskie emerytury – czy to z ZUS, czy z OFE. I na pewno coraz więcej osób będzie sobie zadawało pytanie, czy jest sens inwestowania na giełdzie? Czy na giełdzie można w długim okresie uzyskać wyższe zwroty niż na bezpiecznych inwestycjach? Nie mówię, że jest to w jakikolwiek sposób pytanie nad Wisłą nowe, ale postawiłbym hipotezę, że zetknie się z nim coraz więcej Polaków, a ci, którzy zadawali je sobie już kiedyś, mogą je formułować na nowo – ostatnie sześć lat wstrząsnęło postrzeganiem giełdy w Polsce.
Spór Shillera i Siegla zaś dotyczy dokładnie pytania, które może zadawać sobie przeciętny oszczędzający: czy jak wejdę na giełdę to w dłuższym okresie mogę dostać w d… czy też będę niemal na pewno na plusie? Shiller doradziłby, żeby uważać na moment, kiedy się wchodzi. Siegel zaś zasugerowałby, że poszukiwanie odpowiedniego momentu to niepotrzebna strata czasu – akcje w długim okresie zawsze dadzą lepsze zwroty niż lokaty.
Kłopot w tym, że nie wszystkie rynki funkcjonują tak jak amerykański. W Stanach Zjednoczonych w ostatnich 100 latach obserwowano coś, co nazywa się premią za ryzyko – czyli średnio znacznie wyższy zwrot z inwestycji w akcje niż obligacje (średnio nie musi znaczyć oczywiście w dowolnym długim przedziale czasowym). Na rynkach wschodzących, takich jak Polska, nie ma możliwości oszacowania, czy taka premia istnieje – dane mają zbyt krótką historię.
Pierwszy wniosek jest taki, że jeżeli inwestor w USA może mieć ból głowy z pytaniem, czy inwestować w akcje, to w Polsce inwestor musi być całkowicie zagubiony. Drugi wniosek jest taki, że cierpimy na nadmiar artykułów/analiz pt. „w jakim kierunku zmierza WIG” i totalny niedobór artykułów/analiz pt. „jakie mamy przesłanki do inwestowania na giełdzie w długim okresie”.
IM
A czy Polak musi inwestować w Polsce? Należy przede wszystkim uświadamiać Polaków, jak się można zabezpieczyć przez bankructwem państwa Polskiego i kryzysem w Polsce. Jeśli ktoś oszczędza na emeryturę, to powinien kupować aktywa całkowicie niezależne od polskiego rynku: waluty obce najlepiej pozaeuropejskie, globalne fundusze akcji i obligacji.